![Łukasz Koszarek: Każdy medal jest ważny i z każdego jestem dumny [KOSZYKÓWKA]](https://cdn.legia.com/variants/xqogNaH5JV5tmTiweQmnvUix/545c15e9cca6f06af6246aeb5cf03b7aca3451e6443595cf6ef7e6b628d6481e.jpeg)
Łukasz Koszarek: Każdy medal jest ważny i z każdego jestem dumny [KOSZYKÓWKA]
Łukasz Koszarek to postać, której stawiać nikomu nie trzeba. Legenda polskiej koszykówki, która doczekała się flagi ze swoją podobizną w Zielonej Górze, wielokrotny reprezentant Polski. Po wielu latach spędzonych w Zastalu, „Koszar” trafił do Legii, gdzie jako kapitan poprowadził nasz zespół do wicemistrzostwa Polski, a w Europie awansował z Legią do 1/4 finału FIBA Europe Cup. Z 38-letnim rozgrywającym rozmawiamy nt. zakończonych rozgrywek, zdalnym przecinaniu pępowiny, planach na najbliższą przyszłość i wielu innych. Zapraszamy do lektury!
Autor: Marcin Bodziachowski/Legiakosz.com
Fot. Piotr Koperski/Legiakosz.com
- Udostępnij
Autor: Marcin Bodziachowski/Legiakosz.com
Fot. Piotr Koperski/Legiakosz.com
Łukasz Koszarek to postać, której stawiać nikomu nie trzeba. Legenda polskiej koszykówki, która doczekała się flagi ze swoją podobizną w Zielonej Górze, wielokrotny reprezentant Polski. Po wielu latach spędzonych w Zastalu, „Koszar” trafił do Legii, gdzie jako kapitan poprowadził nasz zespół do wicemistrzostwa Polski, a w Europie awansował z Legią do 1/4 finału FIBA Europe Cup. Z 38-letnim rozgrywającym rozmawiamy nt. zakończonych rozgrywek, zdalnym przecinaniu pępowiny, planach na najbliższą przyszłość i wielu innych. Zapraszamy do lektury!
- W Zielonej Górze grałeś bardzo dużo meczów, było wiele męczących podróży. Przenosząc się do Legii pewnie chciałeś trochę uciec od tego zmęczenia... i trafiłeś na sezon, w którym Legia zagrała najwięcej meczów w swojej historii. 55.
Łukasz Koszarek (kapitan Legii): - Widocznie nie jest mi pisany odpoczynek, widocznie tak właśnie miało być. Na pewno cieszę się, że mieliśmy bardzo udany sezon. To jest priorytet - aby zadowolenie moje, i mojej drużyny było na pierwszym miejscu. Mimo, iż rozegraliśmy wiele meczów, to nie zrobiliśmy tyle kilometrów, ile wymaga liga VTB. Tak więc biorąc pod uwagę same podróże, odpoczynku było więcej. No i udało się dotrwać do końca sezonu w zdrowiu.
- Długo zastanawiałeś się nad ofertą Legii?
- Na pewno nie była to decyzja z kategorii najłatwiejszych. Dużo zdrowia i czasu spędzonego w Zielonej Górze spowodowało, że ten klub i miasto już na zawsze będzie w moim sercu bardzo wysoko. W związku z tym, nie ukrywam, że decyzja nie należała do najłatwiejszych.

- Koszykarska Legia jest jeszcze zespołem na dorobku - zdobycie pierwszego medalu po 53 latach najlepiej o tym świadczy. Fajnie było obserwować, jak wszyscy w klubie byli podekscytowani tymi sukcesami. Dla mnie największą nagrodą było to, że mogłem w tym uczestniczyć.
- W rodzinnych stronach, we Wrześni na pewno ten wybór nie był przyjmowany z radością.
- Chyba tak, chociaż na przykład jeśli chodzi o moich rodziców, to więcej było śmiechów z tego powodu, niż "nieprzyjemności". Rodzice od samego początku wiedzieli jakie mam propozycje, jakie są możliwości, zdają sobie sprawę, że kariera sportowa nie trwa wiecznie, więc wybór klubu nie był też przedmiotem wielu rozmów. Rodzice i siostry zawsze będą mi kibicować, gdziekolwiek będę grał.
- A nie było tak, że rodzice ze śmiechem mówili - „Fajnie synu, że masz takie propozycje. Wybieraj co chcesz, byle nie Legię”?
- Nie, nie, absolutnie nie. Żadnej presji z ich strony nie było. Raczej pojawiły się później żarty w stylu: jak to możliwe, że choć nie będą kibicowali Legii piłkarskiej, to bardzo będą kibicowali koszykarskiej Legii. Wszystko oczywiście w formie żartów, bez żadnych złych emocji.
- Przy wręczaniu pucharu po piątym finałowym meczu we Wrocławiu, nie widać było wielkiej radości po Tobie. To kwestia nieokazywania emocji na zewnątrz, czy może „obycia” już z medalami, bo w swej kolekcji masz ich sporo?
- Każdy medal jest ważny. Z każdego medalu jestem dumny. To ważna sprawa, aby z każdego medalu się cieszyć. Każdy sezon jest inny, tu nie ma nic za darmo i na każdy medal trzeba ciężko zapracować. To ciężka praca całej drużyny. Zaraz po piątym meczu nie było super zadowolenia, bo jeżeli jest się w finale, to zawsze marzy się o tym, by sięgnąć po złoto. Do tego medalu dąży każdy sportowiec. Ambicja sportowa jeszcze we mnie siedziała, i w tamtym momencie nie docierało do mnie, jak wielki sukces osiągnęliśmy, pomimo przegranego finału. Można powiedzieć, że wtedy ambicja wygrywała ze zdrowym rozsądkiem.
- Dla większości zawodników był to jednak pierwszy sukces w karierze. Widziałeś tę ich radość, szczególnie po wcześniejszych sukcesach - pokonaniu Stali, później Anwilu?
- Tym na pewno się żywiłem. Ten entuzjazm i energia, taka strata dziewictwa jeśli chodzi o sukcesy, szczególnie wśród młodych zawodników była wielka i nie do opisania. Po kilku latach, kolejnych awansach do finałów, człowiek mógł zapomnieć, jak ważna jest droga do celu, jak ważne jest przejście poszczególnych rund... Koszykarska Legia jest jeszcze zespołem na dorobku - zdobycie pierwszego medalu po 53 latach najlepiej o tym świadczy. Fajnie było obserwować, jak wszyscy w klubie byli podekscytowani tymi sukcesami. Dla mnie największą nagrodą było to, że mogłem w tym uczestniczyć.

- Wiem, że to może brzmieć brutalnie, ale czasami zawodnicy muszą odreagować. Czasem w kierunku sędziów, kolegów, czy nawet swoim. To był piąty mecz finałów, znaleźliśmy się na progu przegrania złota i emocje były bardzo duże.
- Czego zabrakło, aby wygrać tę serię finałową? Problemy kadrowe spowodowane kontuzjami to rzecz, o której wiemy doskonale, wiadomo, że gdyby nie one, moglibyście grać nieco inaczej. Wydaje się jednak, że jedna-dwie akcje w meczach w Warszawie, mogłyby zrobić tę właśnie różnicę. A jedna wygrana więcej, szczególnie w pierwszych meczach, mogłaby odwrócić losy całej serii.
- Powiedziałeś właściwie wszystko. Nie mieliśmy szczęścia z kontuzjami, ale kontuzje to część gry i nie można się tym usprawiedliwiać. Czasami szczęście sprawia, że możesz grać z kontuzjami, albo bez. Prawdą jest, że w dwóch meczach w Warszawie mieliśmy swoje szanse, mieliśmy otwarte rzuty. Sam miałem przynajmniej po dwa w obu tych meczach, i nie udało mi się ich trafić. Tym jednym-dwoma rzutami przegraliśmy mecze w Warszawie, a na pewno zupełnie inaczej by było, gdybyśmy przynajmniej wyrównali serię 2:2. Po dwóch porażkach w Warszawie, na pewno trochę ciśnienie z nas uszło.
- Czy szybko potrafisz wyczyścić głowę z takich nieudanych rzutów, czy też strat, wiedząc że kolejny mecz serii już za dwa dni?
- Oczywiście. Z chwilą zakończenia meczu, zapomina się o tym. Oczywiście jest czas na analizę błędów, co można było zrobić lepiej, ale myśli się już o kolejnym spotkaniu. O tym jak przechytrzyć rywali, jak wygrać kolejny mecz. To co było, tego nie zmienimy. Trzeba patrzeć do przodu.
- Mocno ograniczyłeś kłótnie z sędziami. Często jednak rozmawiasz z nimi. W piątym meczu finałowym, szczególnie w pierwszej kwarcie, wydawało się, że nie wytrzymujesz już takich gwizdków.
- Nie chodziło o gwizdki. To jest część gry, w nas po prostu siedzi dużo emocji i czasami najłatwiej wyrzucić je w kierunku sędziów. Wiem, że to może brzmieć brutalnie, ale czasami zawodnicy muszą odreagować. Czasem w kierunku sędziów, kolegów, czy nawet swoim. To był piąty mecz finałów, znaleźliśmy się na progu przegrania złota i emocje były bardzo duże. Będąc doświadczonym zawodnikiem, nie mogę być zadowolony z tego jak kontrolowałem swoje emocje.
- Jak ocenisz poziom rozgrywek FIBA Europe Cup? W ostatnich latach grałeś w na pewno mocniejszej lidze VTB.
- Na pewno poziom jest różny, bo były tu drużyny, które nieco odstawały, ale były też mocne drużyny, jak choćby Parma Perm, która prawie w każdym roku kwalifikowała się do play-off w VTB. Reggio Emilia to jedna z ośmiu najlepszych drużyn w lidze włoskiej. Poziom FIBA Europe Cup nie jest taki słaby, jak niektórzy mówią. Na pewno rozgrywki są jednak słabsze niż Liga Mistrzów, w której mamy zagrać w przyszłym roku.

- Złoty medal nie jest łatwo zdobyć. Kolejnym krokiem dla Legii powinno być zadomowienie się w czołówce. Celem powinno być to, aby w każdym roku zespół znajdował się w strefie medalowej.
- Jak ocenisz Wasze szanse w Lidze Mistrzów w kolejnym sezonie, bo właściwie przesądzone jest już, że rozgrywki będą rozgrywane podobnym systemem do FIBA Europe Cup, tj. w formie 4-drużynowej fazy grupowej.
- Na razie jest za wcześnie, by o tym dywagować, bo nie wiemy jaką trafimy grupę. Nie wiemy jeszcze jaką sami będziemy mieli drużynę.
- W zeszłym sezonie Legia była 0.7 sekundy od brązowego medalu. Teraz wywalczyła srebro. Jaki może być cel zespołu na sezon 2022/23? Po sezonie, kiedy mieliście wiele spotkań ze sponsorami, z władzami miasta, widać, że wszyscy cieszą się z Waszego sukcesu, ale również czekają na złoty medal.
- Złoty medal nie jest łatwo zdobyć. Kolejnym krokiem dla Legii powinno być zadomowienie się w czołówce. Celem powinno być to, aby w każdym roku zespół znajdował się w strefie medalowej. Będą lata, kiedy będzie dużo łatwiej zdobyć mistrzostwo - będzie więcej szczęścia, mniej kontuzji. A będą też sezony, kiedy to zwyczajnie nie będzie możliwe. Celem zawsze powinno być mistrzostwo, ale nadrzędną sprawą dla koszykarskiej Legii powinno być regularne miejsce w ścisłej czołówce.
- Przechodząc do Legii z Zielonej Góry, spodziewałeś się, że Twój nowy klub może skończyć rozgrywki wyżej niż Zastal? Bo jeszcze w połowie sezonu się na to nie zanosiło.
- To na pewno duża niespodzianka, że Zastal odpadł tak szybko. Starałem się im kibicować. Oczywiście bardzo cieszyłem się, że Legia zaszła tak wysoko, bo na początku sezonu można powiedzieć, że odczuwałem presję spowodowaną tym, że oczekiwania względem mnie chyba były trochę za duże. Mam już swoje lata i czasami głowa dużo więcej chce, niż ciało może. Wiedziałem, że to nie będzie łatwe. Super, że stworzyliśmy taką dobrą drużynę i udało nam się sięgnąć po srebro.

Autor
Marcin Bodziachowski/Legiakosz.com